Rowerem do Chorwacji

2020-07-21 6:11
Sylwester Wasiak
2020-07-21 6:11

Rowerem do Chorwacji? A dlaczego nie! To nie tylko sposób na spędzenie tegorocznych wakacji, ale również symboliczny manifest i przesłanie, jakie kieruje w ten sposób do ludzi Mateusz Zadala, mieszkaniec podmaszewskiej Kolonii Radzanek, w przeszłości piłkarz, a także aktor teatru Krzyk.

Jak to się wszystko zaczęło?
- Można powiedzieć, że życie mnie zdeterminowało. Ponad dwa lata temu stwierdziłem, że muszę wyjechać za granicę wybór padł na Niemcy. Zostawiłem tutaj w Polsce tak naprawdę wszystko i wszystkich, których kocham, ludzi, teatr, pasję. Wyjechałem sam, bez języka, bez bliskich osób. Nie było jednak łatwo zaadaptować się w nowej przestrzeni. Pokusy oraz wewnętrzne demony sprawiały, że bardzo szybko w grę wchodziło nadużycie alkoholu, niebezpieczna jazda samochodem i inne różne rzeczy.
- Kiedy nastąpiła zmiana?
- Celowo zerwałem kontakt ze wszystkimi bliskimi mi osobami, żeby narodzić się na nowo, jako dojrzalsza, lepsza wersja siebie. Po półrocznym schemacie pracy przy produkcji turbin wiatrowych, gdzie po ośmiu godzinach pracy jedyną dotychczasową opcją był alkohol, a czasami inne używki, stwierdziłem, że tak dalej być nie może!. Jeżeli mi zależy głównie na sobie muszę znaleźć sobie inna „zajawkę".
- No i wówczas pojawił się rower?
- Pamiętam jak poszedłem do jednego z supermarketów po butelkę whisky a wyszedłem z rowerem! Historia nie jest jednak tak piękna. Flaszkę też kupiłem, ale chyba ona nawet nie była przeze mnie wypita. Zacząłem jeździć, odkrywać, zwiedzać tamtejszą okolicę. Początkowo 20km było dla mnie wyzwaniem, ale głód odkrywania był silniejszy, a odległości z każdym tygodniem powiększały się.
- Po drodze podobno spróbowałeś swoich sił w triathlonie?
- Po jakimś czasie zacząłem szukać nowych wyzwań. Jednym z nich, które zaczęło budować moja nowa osobowość, moja nową lepszą wersję siebie był triathlon i marzenie pokonania w przyszłości dystansu IRON MAN. Ten cel jeszcze nie został zrealizowany, ale robię wszystko ile sil w ciele i głowie, aby kiedyś ten cel zrealizować. W tamtym roku zrobiłem kilka półmaratonów 1/4 IRON MAN 1/2 IRON MAN oraz maraton w Amsterdamie.
- A kiedy pojawiła się pasja podróży rowerowych?
- Od zawsze kochałem podróżować, zwiedzać, poznawać nowe, inne kultury. Krótko przed wyjazdem do Niemiec moja choroba sprawiła, że nie bardzo trudno było mi się ruszyć z domu. Wstanie z kolan było dla mnie nie lada wyzwaniem i gdyby nie pomoc bardzo wielu dobrych ludzi, być może mój los inaczej by się potoczył. Minęło troszkę czasu. Myślę, że stałem się odrobinę silniejszy fizycznie, na tyle, żeby spróbować wyruszyć rowerem z Niemiec do Polski. Było to ponad 500km. Nie będę tutaj skromny. Nie sprawiło mi to problemu, a trasę pokonalem dość szybko i sprawnie. Nie zabrakło również wówczas przygód, m.in.spotkanie niemieckiej szeptuchy, problemy z przeprawą przez granicę i dość mocna dyskusja z wojskowymi na granicy między Polską a Niemcami. Po pokonaniu tego dystansu mój organizm jakby sam podpowiadał, aby zaplanować kolejne wyzwanie. Kolejny cel, dzięki któremu będę miał siły i ochotę wstać wcześnie rano tudzież od razu po pracy pójść na trening.
- No i wybór padł na Chorwację dlaczego?
- Bo tam nie byłem oraz jest ciepło (śmiech – przyp. red.). Trasa, jaką planuje to około 1200/1400km w jedną stronę. Start zaczynam z Poznania, a pierwszy przystanek będzie w Jeleniej Górze, gdzie swój obóz przygotowawczy ma ekipa kolarska Ratusza Maszewo oraz Tri Manita Maszewo. Później Czechy i z pewnością Praga, Austria wiadomo z Wiedniem oraz Chorwacja. Nie mam do końca zaplanowanej trasy. Nie chce się zamykać. Ale wiem, że dziennie zamierzam robić około 200/250km..
- Jaki wyznaczasz sobie czas na ten dystans?
- Nie mam zielonego pojęcia. Urlop mam do ósmego sierpnia. Do tego czasu muszę to wszystko ogarnąć. Przy tej okazji dziękuje bardzo Piotrowi Kaczorowi za pomoc w przygotowaniu oraz sprawdzeniu sprzętu oraz bezcenne porady, a także całej Tri Manicie. Wyprawę dedykuje wszystkim cierpiącym oraz zmagającym się z depresją oraz innym pochodnymi chorobami. Marzy mi się, aby moja samotna wyprawa była inspiracja dla osób, które jeszcze nie wstały a próbują wstać z kolan, a nie mają wokół siebie tylu dobrych ludzi ilu ja miałem. Wyprawę dedykuje również Mariuszowi Bolałkowi (vel Kojotowi), którego nie ma już wśród nas, a niejednokrotnie rozmawialiśmy o różnego rodzaju podróżach i pokonywaniach granic oraz barier.

 

Komentarze (0)

Poznaj opinie mieszkańców.

CZYTAJ OPINIE I KOMENTUJ PONIŻEJ

Dodaj komentarz. Pamiętaj! Szanujmy się, hejtowanie jest karalne!