Wchodzi do sklepów i sieje postrach. Jest pod wpływem środków odurzających i domaga się zapałek. Często pluje i wyzywa. Kilkakrotnie zaatakował ekspedientki.
Pani Katarzyna twarzą w twarz z mężczyzną spotkała się dwukrotnie – za każdym razem w jej miejscu pracy. Zawsze był pod wpływem środków odurzających. Za pierwszym razem, to było w połowie października, tylko stał i wyzywał, ale kiedy kobieta, kazała mu wyjść - wyszedł. Za drugim, tym razem w drugim zakładzie, zaatakował.
- Wszedł do zakładu, był naćpany i chciał zapałki. Jak kazałam mu wyjść, on się wściekł, wydarł się „daj mi k…o zapałki”, po czym zrzucił mi wszystko z lady – relacjonuje reporterce SuperPortalu24 pani Katarzyna. - Po raz kolejny kazałam mu wyjść i po prostu go dotknęłam, nie szarpnęłam, ale zwyczajnie dotknęłam go i to był mój błąd. W tym momencie uderzył mnie w bark. Bardzo się przestraszyłam, ale zaczęłam krzyczeć, żeby się wynosił, on cały czas mnie wyzywał. Zadzwoniłam do męża, on na policję. Narkoman wyszedł, ale po chwili wrócił. Stanął w drzwiach i wyzywał mnie. Nikt nie zareagował, choć w innych budkach byli ludzie. Wreszcie odszedł w stronę parku - opowiada kobieta.
W sierpniu ten sam mężczyzna zaatakował inną kobietę. Pani Weronika była akurat w jednym z lokali handlowych w Hosso. Zastępowała w pracy swojego chłopaka. – W tym czasie było dwoje klientów. W pewnym momencie wszedł. Obsługując, obserwowałam co robi. Stanął w sklepie. Nagle się pochylił i zaczął pluć. Podeszłam do niego i kazałam wyjść. On zaczął coś bełkotać. Zrozumiałam, że chce zapałki. Powiedziałam, że nie mam i żeby odszedł, ale on zaczął iść w moją stronę. Wtedy uderzył mnie w twarz. To był mocny prawy sierpowy. Przez długi czas miałam siniaka. Był w kształcie oprawek, bo w chwili uderzenia miałam okulary na nosie – relacjonuje pani Weronika. Kobieta została oszołomiona. – Nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Pomógł mi klient, który wyrzucił go ze sklepu. Zadzwoniłam na policję. W tej sprawie prowadzone jest dochodzenie.
- Jak go widzę, to mnie paraliżuje. Bardzo się go boję. Boję się, że znowu zrobi mi krzywdę. Obawiam się wychodzić z domu, bo bardzo często widuje go w mieście. Najgorsze jest to, że on bije kobiety – kończy rozmowę pani Weronika.
Ten sam człowiek pojawił się także w innym sklepie w Gryficach. Na szczęście, w tym przypadku, do ataku nie doszło. – Jak jest bardzo naćpany, a wącha klej, bo nie raz to widziałam, to jest agresywny. Raz zrobił u mnie taką rozróbę, że musiałam wzywać policję. Policja nic mu nie zrobiła, bo jak powiedział jeden z policjantów, nic mi się nie stało – opowiada pani Ewelina. – Jest strach. Do tego stopnia, że jak widzę go idącego w stronę Hosso, to dzwonię do koleżanki, żeby ją uprzedzić i na odwrót. Wtedy zamykam na chwilę sklep. Wolę to zrobić niż się z nim szarpać – dodaje.
Ale nie tylko pracownice sklepów są ofiarami ataku agresywnego mężczyzny. Ten w ostatnich dwóch tygodniach, zaatakował także starszą kobietę. – Szłam do domu ze sklepu. Doskoczył do mnie koło liceum i chciał 5 złotych. Jak powiedziałam, że nie mam, to opluł mi płaszcz i zaczął wyzywać. Na szczęście, na drodze pojawiła się młoda para. Kiedy ich zobaczył, to odszedł – opowiada pani Maria.
Jak się okazuje, mężczyzna, o którym opowiadają kobiety, to ta sama osoba, o której pisaliśmy w lipcu ubiegłego roku. Wtedy, jak informowaliśmy, mężczyzna siał postrach wśród przedsiębiorców, którzy swoje sklepy mają przy Placu Zwycięstwa. Tymczasem minął ponad rok, a mężczyzna wciąż przeraża sklepikarzy i zwykłych mieszkańców miasta.
Czytaj: PLUJE I SIEJE POSTRACH WŚRÓD MIEJSCOWYCH SKLEPIKARZY