Nie wszystkie dzieci dostają się do przedszkola w Gryficach. Czy mój syn jest gorszy?

- W czym moje dziecko jest gorsze od innych dzieci? Tym, że nie wychowuję go samego, że nie jest chory, czy dlatego że nie jest z wielodzietnej rodziny? – pyta rozgoryczona matka 3-letniego Leona, który nie dostał się do żadnego przedszkola.

Niejasny i po znajomości, tak pani Anna Żółtaszek określa sposób rekrutacji dzieci do gryfickich przedszkoli publicznych. Matka 3-letniego Leona, który nie dostał się do żadnej z placówek, nie kryje swojego rozgoryczenia i złości. – Kiedy spojrzałam na listę, to aż mną zatrzęsło. Mój Leon, choć miał pięć punktów, nie dostał się do przedszkola. Inne dzieci, z taką samą ilością punktów, tak. Zapytałam więc i jednej i drugiej pani dyrektor jak to jest możliwe, ale konkretnego wyjaśnienia nie otrzymałam, tylko zapewnienie, że gdzieś syn się dostanie – opowiada Anna Żółtaszek.

Kobieta sugeruje, że sposób rekrutacji przebiegał w sposób co najmniej niejasny. – Nie wiem, na jakiej zasadzie dzieci są przyjmowane do przedszkola i w jaki sposób przebiegała rekrutacja. Po liście i nazwiskach, które na niej są, mogę tylko wnioskować, że większość z tych, które miały po tyle samo punktów co moje dziecko, dostało się po znajomości – mówi kobieta.

Jak mówi dyrektor Przedszkola Publicznego nr 2 w Gryficach, rodziców dzieci, które tak jak w przypadku naszej bohaterki otrzymały pięć punktów, jest większość. Ci rodzice faktycznie mogą mieć pretensje, ale „któreś dzieci trzeba było wybrać”. - Przyjmując dzieci z taką samą ilością punktów patrzymy na to, w których grupach jest miejsce. Nie możemy przecież maluszka dać do sześciolatków. Jeżeli natomiast większość dzieci nieprzyjętych to same maluchy i uzyskały one taką samą ilość punktów, to rekrutacja odbywa się na zasadzie losowania. Bo jak zrobić inaczej, żeby było to sprawiedliwe – tłumaczy Jolanta Charyton. Dyrektorka zaprzecza jednak, aby przyjmowanie dzieci do przedszkola odbywało się, jak sugeruje pani Anna, po znajomości. – Owszem dostało się dziecko naszej nauczycielki, to dlatego, że pracuje i nie miałaby co zrobić z dzieckiem – mówi dyrektor przedszkola.

- Rozumiem rodziców, którzy denerwują się, że ich dziecko nie dostało się do przedszkola, jednak nie możemy działać wbrew prawu. To jest sytuacja bardzo ciężka, bo chciałoby się przyjąć wszystkie dzieci, ale nie ma gdzie – mówi Katarzyna Rafałowicz dyrektor Przedszkola Publicznego nr 1 w Gryficach i dodaje. - Niestety regulamin nie zawiera informacji co zrobić z dziećmi, które mają taką samą ilość punktów, a jest ich więcej niż miejsc. Którekolwiek dziecko by się nie wybrało, to nie będzie to takie do końca bezpieczne dla nas, bo narażamy się na uwagi, ktoś będzie niezadowolony, bądź stwierdzi, że któreś dziecko dostało się po znajomości. Ja nie przeprowadzałam rekrutacji, była powołana do tego specjalna komisja, więc nie mogę się odnieść do tego, co mówi matka – dodaje.

O przyjęciu do przedszkoli decydują punkty. W pierwszej kolejności dostają się dzieci, które są wychowywane przez jednego rodzica, z rodzin wielodzietnych, z orzeczeniem lekarskim, bądź, gdy starsze rodzeństwo uczęszcza już do przedszkola. Dopiero później miejsce w placówce jest dla tzw. „normalnych” rodzin, w których oboje rodzice pracują.

Syn pani Anny, podobnie jak inne dzieci, które nie dostały się do przedszkola, zgodnie z przepisami będą miały zapewnioną opiekę w oddziałach przyszkolnych. – Tylko że to nic nie załatwia. W oddziale syn będzie tylko przez kilka godzin, a co później? Z kim będzie później, kiedy oboje z mężem będziemy w pracy? – pyta Anna Żółtaszek.

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOK-U BĄDŹ ZAWSZE NA BIEŻĄCO!

Drobne ogłoszenia