Zmarznięta, wystraszona i schorowana kobieta wiele godzin spędziła na zimnej ławce. Wszystko działo się na osiedlu przy ulicy Niechorskiej w Gryficach. Mimo że przez cały dzień mijało ją wiele osób, to nikt nie zainteresował się czy nie potrzebuje pomocy. Zrobiła to dopiero jedna z mieszkanek pobliskiego bloku, która wezwała pomoc.
- Kiedy przyjechaliśmy na miejsce, zastaliśmy bardzo wyziębioną już panią. Chwilę później przyszła do niej z gorącą herbatą, ta sama kobieta, która nas zaalarmowała – relacjonuje Paweł Ługowski strażnik miejski, który tego dnia pełnił popołudniową służbę z Gerardem Szczepańskim. – Kobieta z powodu swojego stanu zdrowia nie była w stanie powiedzieć nam, gdzie mieszka. Na szczęście po naszym blisko dwugodzinnym rozpoznaniu udało się ustalić jej adres. Kiedy dowieźliśmy kobietę do jej domu, okazało się, że jej najbliżsi zgłosili już policji jej zaginięcie – dodaje Ługowski.
Dzięki reakcji wrażliwej na cudzy los kobiety, starsza pani wróciła do domu. Nie wiadomo jednak co by się z nią stało, gdyby właśnie nie ta kobieta. – Ławka, na której siedziała starsza pani, nie była na uboczu. W ciągu kilku, a być może nawet kilkunastu godzin, kiedy tak na niej siedziała, widziało ją i mijało wiele osób. Nikt, oprócz jednej osoby nie zareagował. Pewien mężczyzna podczas naszej interwencji powiedział, że on widział tę kobietę już rano. Zapytałem więc, dlaczego nie podszedł i nie zainteresował się nią. Odpowiedział, że myślał, że ona tak tylko sobie siedzi więc nie reagował – mówi strażnik miejski, który prosi o to, aby szczególnie teraz, kiedy jest zima, baczniej zwracać uwagę na to, czy ktoś obok nas nie potrzebuje pomocy.