Spotykamy się z nią od lat, ale dopiero po śmierci prezydenta Pawła Adamowicza zaczęliśmy o niej głośno mówić i zastanawiać się jak z nią walczyć. Mowa nienawiści – bo o niej tu mowa – czy tego chcemy, czy nie, zatruwa nas wszystkich. Awantury, wyzwiska, poniżanie, a nawet groźby, masowo „wylewają” się z internetu, ust polityków i osób publicznych. Niestety, obraźliwe wyzwiska, czy publiczne znieważanie potrafią nie tylko zniszczyć człowieka, ale także, jak w przypadku prezydenta Gdańska, pośrednio doprowadzić do jego śmierci.
Dla wielu internet stał się miejscem, w którym bezkarnie można ulżyć swoim emocjom. Większość w swoich wypowiedziach przekracza cienką granicę między konstruktywną krytyką a siejącym zniszczenie hejtem. Obraźliwe wpisy, które już dawno wyczerpały znamiona tej pierwszej, pojawiają się już wszędzie. Zarówno pod postami dodawanymi przez media, te ogólnopolskie, jak i lokalne, czy pod treściami umieszczanymi w grupach, przez osoby publiczne czy na prywatnych kontach. Hejtowanie stało się „modne” także na naszym „lokalnym podwórku”, a przytyki, wyzwiska i tym podobne, zamiast spotkać się z potępieniem – cieszą. Mówi się, że atak najlepiej przeczekać. Pewnie i tak, ale nie kiedy mówimy o hejcie, bo ci, którzy się go dopuszczają nie mogą czuć się anonimowi w tym wielkim świecie internetu.
Ci, którym hejt sprawia przyjemność, powinni pamiętać, że to, co robią, może mieć i dla nich przykre konsekwencje. Polski kodeks karny zabrania publicznego propagowania ustroju totalitarnego, nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych czy też wyznaniowych, a także pomawiania lub znieważania innych osób.