Dziecko zmarło na oddziale w Gryficach... Rodzice obwiniają szpital!

- Krzyczałam zróbcie coś jeszcze, ratujcie moją córeczkę… Lekarz rozłożył ręce i powiedział  nic nie zrobię, ona już nie żyje. Jak to możliwe? – zapytałam. Nie wiem co się stało, zdrowe dzieci umierają…

Horror, bo tak pani Paulina Klepacka mieszkanka Płotów, określa to, co przeżyła 4 grudnia bieżącego roku. Rutynowa wizyta u lekarza zakończyła się śmiercią jej dziecka. Do tej pory nikt nie wie, co się stało. Zacznijmy od początku.

 

Mała mniej się rusza

W niedzielę 3 grudnia młoda kobieta poczuła, że jej dziecko, które nosi pod sercem, jakoś mniej się rusza. Wzbudziło to w przyszłej matce pewien niepokój. Był późny wieczór więc 24-letnia kobieta postanowiła zaczekać do rana. – Pomyślałam, że jest już późno, może mała już śpi – opowiada pani Paulina. – Następnego dnia zgłosiłam się do przychodni w Gryficach. Tam lekarz sprawdził tętno dziecka, które było w porządku. W przychodni lekarz nie miał USG, dlatego wysłał mnie do szpitala – mówi w rozmowie z reporterem SuperPortalu24 pani Paulina. Tego samego dnia kobieta trafiła na oddział.

 

Uśpili moją czujność

Na oddziale Ginekologicznym pacjentkę w 37 tygodniu ciąży przyjął ordynator Piotr Kacalski, który od razu zabrał kobietę na USG. – Widziałam malutką, jeszcze ruszała rączką. Lekarz pokazał mi, że serduszko bije, że jest tętno. Po zrobieniu USG poproszono mnie, żebym przeszła do gabinetu obok, gdzie będę miała kolejne badanie, a dokładnie KTG. Podłączyli mi takie elektrody, które rejestrowały tętno. Leżałam tam prawie godzinę. Jedna z pielęgniarek powiadziała mi, że jak na ten miesiąc, zapis powinien być bardziej skokowy, tętno jest słabe, a powinno być wyraźne. Lekarz stwierdził to samo, jednak uspokoił mnie, twierdząc, że wszystko jest w porządku, dzieci rodzą się z takim tętnem – opowiada pani Paulina. – Zostanie pani na obserwacji, rano powtórzymy badania i wyjdzie pani do domu - miał powiedzieć do pacjentki lekarz.

 

Dziecko obróciło się pleckami

Upomniałam się, żeby zrobili mi jeszcze badania. Skoro jestem w szpitalu, po co czekać do jutra. Pacjentka została jeszcze raz poddana badaniu KTG. Jedna dioda podłączana jest do brzucha w jednym miejscu, a drugą trzeba znaleźć puls i podłączyć właśnie w tym miejscu. Kiedy pielęgniarka przez dłuższą chwilę nie mogła natrafić na puls, zawołała drugą osobę z personelu, która również miała z tym problem. – Puls był wyczuwalny 80, 100 tak skakało na monitorze – opowiada młoda mama. – Obie kobiety uspokajały mnie, że wszystko jest dobrze a dziecko najprawdopodobniej obróciło się plecami, dlatego puls jest słabo wyczuwalny. Zaproponowały, że zrobimy USG, zobaczymy jak mała się ułożyła.

 

Ratujcie moją córeczkę

- Położyłam się, rozpoczęło się USG.  Lekarka obróciła monitor w swoją stronę i zauważyłam, że coś jest nie tak. Zapytałam się co się dzieje. Nic nie odpowiedziała, zrobiła wielkie oczy i zaczęła wołać doktora Kacalskiego. Lekarze zamienili się miejscami. Ordynator Kacalski powiedział mi, że nie ma tętna, serduszko nie bije. Dziewczynka nie żyje – opowiada, wylewając łzy, o najgorszej chwili w swoim życiu. Jak to możliwe? – zapytałam. Nie wiem co się stało, zdrowe dzieci umierają – odpowiedział mi lekarz, który godzinę wcześniej zapewniał, że wszystko jest w porządku z moją córeczką.

 

Teraz musimy ratować matkę

No i co teraz? W odpowiedzi, jak twierdzi, usłyszała, że następnego dnia poród zostanie wywołany i urodzi martwe dziecko. Kobieta stanowczo zaprzeczyła, powiedziała, że nie wytrzyma do rana. Nagle, z jej dróg rodnych zaczęła lecieć krew. Natychmiast została przewieziona do sali zabiegowej. Lekarze powiedzieli matce pani Pauliny, że teraz muszą ratować jej córkę…

 

Szpital nie komentuje

O przypadek, w którym umiera dziecko próbujemy zapytać zarówno ordynatora, jak i gryficki szpital. Niestety nikt nie chce powiedzieć, co wydarzyło się 4 grudnia. Ordynator Piotr Kacalski odesłał reportera SuperPortalu24 do rzecznika prasowego placówki, a rzecznik zasłonił się przepisami o ochronie danych osobowych.

 

Prokuratorskie śledztwo

Sprawę śmierci nienarodzonego dziecka bada już prokuratura. - Śledztwo wszczęte zostało o czyn z art. 155 k.k., tj. o nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka– przekazuje redakcji SuperPortalu24 rzecznik prasowy w Prokuraturze Regionalnej w Szczecinie Marcin Lorenc. Ciało dziecka zostało poddane sekcji zwłok, która pozwolić wyjaśnić, dlaczego maleństwo musiało umrzeć.

 

Pustka, której nie da się wypełnić

Wszystko było już gotowe. Pani Paulina razem ze swoim partnerem czekała na upragnione dziecko, które za dwa tygodnie miało przyjść na świat. Wszystko legło w gruzach 4 grudnia.  - Już nic nie zwróci życia mojej małej. Nie spocznę, dopóki nie dowiem się, co się stało. Nie chcę niczego oprócz tego, aby winni śmierci córki odpowiedzieli za to – mówi pani Paulina, która ma ogromny żal do lekarzy. – Nie zareagowali, kiedy mówiłam, że z moją córeczką może dziać się coś złego. 

 

 

 

 

 

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOK-U BĄDŹ ZAWSZE NA BIEŻĄCO!

Drobne ogłoszenia