- To jest nie do wytrzymania. Jak zawieje wiatr, to śmierdzi tak, że nie można okna otworzyć. Nie mówiąc już o wyjściu z domu i tak już jest od kilku tygodni. A co będzie, kiedy przyjdą już naprawdę ciepłe dni? Tak się nie da żyć. Ten smród zatruwa nam życie! – skarży się naszej redakcji prosząca o anonimowość mieszkanka Smolęcina.
Jak się okazuje, wydobywający się z okolic byłego wysypiska fetor uprzykrza życie nie tylko mieszkańcom wsi. W zależności od pogody i kierunku wiatru smród dociera do gryfickiego osiedla XXX-lecia. – To było niecałe dwa tygodnie temu. Myślałem, że ktoś z pobliskiego domu, wylał szambo. Później dowiedziałem się, że to wszystko ze Smolęcina – opowiada pan Michał mieszkaniec ulicy Akacjowej w Gryficach.
Jak się okazuje, odrażający smród to nic innego jak odcieki, które najprawdopodobniej od kilku tygodni zalewają przylegające do byłego wysypiska rowy, a także niewielką część sąsiadującego z nim pola. O problemie wie gryficki wydział Rolnictwa, Nieruchomości i Ochrony Środowiska, który został o nim poinformowany przez mieszkańców Smolęcina. – Urząd podjął działania mające na celu rozpoznanie, czy faktycznie tak jest. W tym przypadku potwierdziło się to, co zgłosili naszemu wydziałowi mieszkańcy. Było gorzej, niż się spodziewaliśmy i sprawę przekazaliśmy do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Szczecinie – informuje reporterkę SuperPortalu24 Grzegorz Drążkowiak pracownik Urzędu Miejskiego w Gryficach. - Jeżeli te odcieki się tam pojawiają, to znaczy, że jest tam jakaś nieprawidłowość – dodaje Ryszard Chmielowicz naczelnik wydziału Rolnictwa, Nieruchomości i Ochrony Środowiska UM w Gryficach.
Teren po byłym składowisku odpadów od 2014 roku jest dzierżawiony przez prywatnego przedsiębiorcę, który dokonuje jego rekultywacji. Pozwolenie na prowadzenie tej działalności wydał Urząd Marszałkowski, dlatego też nadzorem nad prawidłowością wykonywania tych prac pełni WIOŚ. Ten zaś, po otrzymaniu pisma z urzędu w Gryficach w tej sprawie, zapowiedział przeprowadzenie stosownej kontroli. Z kolei wydział Rolnictwa, Nieruchomości i Ochrony Środowiska zobowiązany jest przepisami do pełnienia nadzoru na rekultywowanym wysypisku. Jak mówią jego urzędnicy, ten sprawowany był systematycznie. Zdarzało się, że podczas nadzoru pracownicy urzędu zwracali dzierżawcy uwagę na występujące nieprawidłowości. Jednak sytuacja, w której rowy zostały zanieczyszczone, wystąpiła po raz pierwszy.
Według urzędników stało się tak po tym, jak dzierżawca pozyskał większą ilość kontrahentów. Natomiast, nie dostosował technologii do zwiększonej liczby odpadów. To zaś spowodowało, że rekultywacja nie przebiega w sposób prawidłowy. – Gdyby to było robione w sposób prawidłowy, to takie odcieki by nie nastąpiły – mówi G. Drążkowiak.
To, w jaki sposób przebiega rekultywacja wykaże kontrola Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Ta już w najbliższą środę, 12 kwietnia.