Lekarze w Polsce już nic nie mogą zrobić. Dają chemię paliatywną, która jeszcze dodatkowo osłabia Krzyśka. W domu mamy hospicjum… Została ostatnia nadzieja, której usilnie się trzymamy. Niestety, immunoterapii nie ma w Polsce, nie jest nawet refundowana. Musimy pilnie zebrać niemal pół miliona! Inaczej nowotwór odbierze mi męża… Z całego serca prosimy o pomoc…
Grudzień 2015 roku to miała być spokojna noc, jak jedna z wielu. Niestety, okazała się dramatyczna… Krzyśkowi zaczęło być duszno, coś dziwnego stało się z lewą stroną jego ciała. Sekundę później jego ciało zaczęło drgać. Padaczka! Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam, byłam w szoku. Karetka, szpital. Tam kolejny napad, jeszcze cięższy. Zaczęło się desperackie szukanie przyczyny. Odpowiedź przyszła po miesiącu - w głowie mojego kochanego męża zagnieździł się potwór - ogromny guz, glejak w IV, najgorszym stopniu złośliwości. Szok…
W marcu 2016 roku wycięli Krzyśkowi tego guza. Przeszedł chemioterapię i radioterapię. Po niej było w miarę dobrze. Chociaż lekarze ostrzegali, że taki glejak niemal zawsze wraca, my się łudziliśmy, że do nas nie wróci, że go pokonaliśmy! Niestety, odszedł tylko na chwilę. Wrócił sto razy silniejszy…
Znowu pojawiły się napady padaczki, bardzo częste. Zaczęliśmy się ponownie bać… W życie wkroczył strach, który dotąd tylko czaił się gdzieś za rogiem. Teraz rozgościł się w pełni… Winnym padaczki był guz, odrósł! W marcu tego roku kolejna operacja. Po niej mój mąż stał się nie do poznania… Operacja na otwartym mózgu spowodowała paraliż lewej strony ciała. Jeszcze na początku próbowaliśmy rehabilitować męża, ale w lipcu zaczęła się tragedia. Udar. Wyniki badań pokazały, że guz rośnie…
Dziś jest tak wielki, że nie da się go operować, radioterapia też już nie pomoże. Krzyś jest coraz słabszy, sam już nie jest w stanie nawet dojść do łazienki… Lekarze powiedzieli, że to początek końca, ale my się nie możemy poddać, gdy jest nadzieja! Niestety, nie w Polsce… Tutaj nie ma takich metod, choć są niezwykle skuteczne! Mąż został zakwalifikowany do immunoterapii w Niemczech. To ogromna nadzieja, ale także ogromny koszt - blisko pół miliona złotych. Sytuacja jest dramatyczna, bo nie mamy czasu! Krzysiek nie ma tego czasu...
Jesteśmy w rozsypce. Nawet jak idę do pracy, to nie funkcjonuję normalnie. Często są chwile załamania, łzy… Ale nigdy przy mężu. Nie pokazujemy mu tego, on nadal wierzy, że wygra! Nie możemy się oddać, gdy on - taki osłabiony, tak wymęczony - nadal ma siłę do walki…
Krzysiek kocha rośliny, przyrodę. Zawsze dbał o ogród, który teraz, bez niego, jest bardzo smutny… Mój mąż przed chorobą był wulkanem energii. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Zawsze pomagał innym, nigdy nie patrząc na siebie i swoje dobro. Nawet teraz nie modli się za siebie. Modli się za innych chorych na raka, by nie cierpieli jak on… Ja modlę się tylko za Krzyśka, bo nie umiem wyobrazić sobie świata bez niego. Błagam, pomóż nam wykorzystać ostatnią szansę na ratunek, nim nastąpi najgorsze…
Pomóc można Tutaj
Małgorzata, żona Krzysztofa