Na pierwszą akcję wyjechał, gdy miał 12 lat. Jak wtedy gasiło się pożary?
Za sobą ma 63 lata służby w straży pożarnej. Na swoją pierwszą akcję wyjechał w wieku zaledwie 12 lat! Mieszkaniec Mrzeżyna – Mirosław Smerdel – w rozmowie z naszym reporterem opowiada, jak dawniej wyglądała służba w straży pożarnej. Dziś Międzynarodowy Dzień Strażaka.
Mirosław Smerdel jest emerytowanym strażakiem ochotnikiem. Przez wiele lat służył w jednostce w Gryficach, a także w Mrzeżynie. Za sobą ma 63 lata służby. Dlaczego zdecydował się wstąpić w szeregi straży pożarnej?
- Jednostka w Gryficach się wtedy rozsypywała. I był tam wtedy taki strażak, instruktor harcerski, który zebrał do służby rzemieślniczą młodzież, w wieku 17-18 lat. Ja również dołączyłem do tej drużyny – mówi Mirosław Smerdel.
- Pierwszy raz pojechałem na akcję w wieku 12 lat, zaraz po przyrzeczeniu harcerskim. Paliła się wtedy stodoła w Dobiesławiu pod Płotami. To były takie czasy, że zanim dodzwoniło się z Płotów do Gryfic to godzina minęła, więc jak żeśmy dojechali, to nie było co gasić – opowiada strażak-emeryt.
Pan Mirosław podkreśla, że różnica w sprzęcie jest ogromna.
- Gdy wsiadłem do nowego wozu OSP Mrzeżyno, to czułem się jak w kokpicie samolotu. Różnica w sprzęcie jest ogromna. Dawniej straż była podzielona na trzy kategorie: KR – konno-ręczna, KM – konno-motorowa i S – samochód. Pierwsze samochody to były Stary 20 – kontynuuje mieszkaniec Mrzeżyna.
Dawniej problem był również z łącznością między strażakami.
- Charakterystyczne było to, że wtedy nie było łączności. Dowódca akcji nie mógł, tak jak obecnie, podać przez radio dokładnej lokalizacji. Dlatego ja byłem wtedy brany jako łącznik, który biegł i przekazywał dalej wiadomość od dowódcy.
- Pamiętam taki przypadek, jak zapaliła się stodoła w Brojcach. Okazało się, że u sołtysa telefon jest zepsuty, więc traktorzysta jechał 20 km/h do Gryfic i po godzinie powiadomił, że w Brojcach się pali – opowiada nasz rozmówca.
- Nasze umundurowanie to były spodnie brezentowe, bluza typu marynarka i do tego były pasy z karabińczykiem i toporkiem. Toporek był potrzebny, bo w akcjach często trzeba było coś rąbać czy otworzyć drzwi. Węże były parciane i bardzo ciężkie – dodaje.
Za dwa lata pan Mirosław otrzyma odznakę za 65-lecie służby.
- Teraz wszystko wygląda inaczej, więc zarówno mieszkańcy, jak i strażacy powinni docenić sprzęt i łączność w czasie akcji – podsumowuje Mirosław Smerdel.
Komentarze (0)
Poznaj opinie mieszkańców.
Dodaj komentarz. Pamiętaj! Szanujmy się, hejtowanie jest karalne!