Stracili dom w pożarze. Pilnie potrzebna pomoc!

Kilkadziesiąt minut. Tyle wystarczyło, aby rodzina Gołębiowskich z Gorzysławia straciła dach nad głową. Przed śmiercią w ogniu uratował ich człowiek, któremu przed laty sami pomogli. Dziś marzą o nowym domu. Nowym, bo ten, który się spalił, nie nadaje się do odbudowy.

Tego czwartkowego poranka nie zapomną nigdy. W ciągu kilkudziesięciu minut rodzina państwa Gołębiowskich z Gorzysławia (gm. Trzebiatów) straciła dach nad głową. – Nic nie zapowiadało tragedii. Ja wstałam po drugiej w nocy i wszystko było w porządku. Po czwartej zbudził się tata. Nic go nie zaniepokoiło. I nagle, chwilę przed piątą z krzykami „wstawajcie, płoniecie” obudził nas Leszek. Wybiegliśmy z domu i zobaczyliśmy, że w ogniu jest cały dach – wspomina wczorajszy tragiczny poranek pani Mariola Gołębiowska.

Jeszcze przed przyjazdem strażaków pożar próbował ugasić mąż pani Marioli. Podłączył wąż do pobliskiego hydrantu i zaczął lać wodę, ale ogień był za duży. W ratowanie dobytku włączyli się sąsiedzi, ale żywiołu nie dało się opanować. – To było straszne. Języki ognia były wszędzie, wiedziałam, że tego nie da się już uratować. Miałam mętlik w głowie, jedyne, o czym myślałam, to czy wszyscy są na zewnątrz. Pomyślałam też przez chwilę, dlaczego my?

Pożar wybuchł na poddaszu, tzw. miejscu gospodarczym domu. Tu zainstalowany był bojler elektryczny i tu rodzina trzymała m.in. nieużywane na co dzień rzeczy. Tutaj też była przebieralnia – miejsce z ciuchami roboczymi do pracy w gospodarstwie. – Nie wiemy, jak doszło do tego pożaru. Ja sam zdążyłem jeszcze wejść częściowo na strych. Ogień był w prawej jego części, z lewej gdzie znajdował się bojler i gdzie niby powstał pożar, jeszcze się nie paliło. Wszędzie za to był dym. Chwilę później ogień objął już cały strych – relacjonuje pan Ireneusz Gołębiowski.

Jak mówi małżeństwo, żyją tylko dlatego, że pomógł im ich pracownik. Człowiek, do którego przed wielu laty wyciągnęli pomocną dłoń, uratował im życie. – Jest z nami od lat. Pomaga nam w gospodarstwie. Był już w pracy, gdy zobaczył, że się palimy. Mamy świadomość, że tylko dzięki niemu ja, mąż, córka i teść, żyjemy. Gdyby nie Leszek spalilibyśmy się żywcem. Już mu za to podziękowaliśmy słownie, ale dziękować będziemy do końca naszego życia – opowiada pani Mariola.

Rodzina w tych trudnych chwilach może liczyć na wsparcie przyjaciół. Wielu z nich na wieść o tragedii, jaka ich spotkała, zaoferowała swoją pomoc. U jednych z nich dostali schronienie – część domu, w którym pogorzelcy mogą mieszkać, dopóki nie staną na nogi. - Naszego domu nie da się już odbudować. Musimy postawić nowy. Nie w tym samym miejscu, bo dziewięć lat temu przeżyliśmy już jeden pożar domu i nie chcemy kusić losu. Postawimy go obok. Zrobimy wszystko, żeby nasze dzieci miały do czego wracać. Mamy wielu przyjaciół, którzy nam pomogli i wiem, że z ich pomocą damy radę, bo dobro powraca – mówi kobieta.

Rodzinie z Gorzysławia pomaga też gmina. Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Trzebiatowie przyznał pogorzelcom środki finansowe na zakup najpotrzebniejszych rzeczy. Władze gminy chcą też wystąpić do wojewody zachodniopomorskiego za uznanie tragedii klęską żywiołową.

Wkrótce zostanie również uruchomione specjalne konto, na które można będzie wpłacać pieniądze i które pozwolą wybudować rodzinie nowy dom. To właśnie on jest teraz najważniejszym celem w życiu państwa Gołębiowskich.

Najważniejszym, ale nie jedynym. Rodzina, która w pożarze straciła wszystko, potrzebuje m.in. odzieży, obuwia, środków czystości, pościeli - rzeczy potrzebnych na co dzień. Osoby, które mogą pomóc państwu Gołębiowskim, proszone są o kontakt pod nr tel. 510 – 152 – 707.

Czytaj także: Ogień wybuchł, gdy wszyscy spali. Rodzina straciła dach nad głową!

 

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOK-U BĄDŹ ZAWSZE NA BIEŻĄCO!

Drobne ogłoszenia